adres ogrodu

skwer Generała
Jana Jura-Gorzechowskiego,
01-023 Warszawa

kontakt / FUNDACJA

Anna Ziarkowska
Prezeska Zarządu Fundacji
Ogród Sprawiedliwych


+48 22 255 05 05

anna.ziarkowska@ogrodsprawiedliwych.pl

Dorota Batorska
dyrektorka biura Fundacji


biuro@ogrodsprawiedliwych.pl

Fundacja Ogród Sprawiedliwych

ul. Karowa 20,

00-324 Warszawa

partnerzy

adres ogrodu

skwer Generała
Jana Jura-Gorzechowskiego,
01-023 Warszawa

kontakt / FUNDACJA

Anna Ziarkowska
Prezeska Zarządu Fundacji
Ogród Sprawiedliwych


+48 22 255 05 05

anna.ziarkowska@ogrodsprawiedliwych.pl

Dorota Batorska
dyrektorka biura Fundacji


biuro@ogrodsprawiedliwych.pl

Fundacja Ogród Sprawiedliwych

ul. Karowa 20,

00-324 Warszawa

partnerzy

adres ogrodu

skwer Generała
Jana Jura-Gorzechowskiego,
01-023 Warszawa

partnerzy

kontakt / FUNDACJA

Anna Ziarkowska
Prezeska Zarządu Fundacji Ogród Sprawiedliwych


+48 22 255 05 05

anna.ziarkowska@ogrodsprawiedliwych.pl

Dorota Batorska
dyrektorka biura Fundacji


biuro@ogrodsprawiedliwych.pl

Fundacja Ogród Sprawiedliwych

ul. Karowa 20,

00-324 Warszawa

adres ogrodu

skwer Generała
Jana Jura-Gorzechowskiego,
01-023 Warszawa

partnerzy

kontakt / FUNDACJA

Anna Ziarkowska
Prezeska Zarządu Fundacji Ogród Sprawiedliwych


+48 22 255 05 05

anna.ziarkowska@ogrodsprawiedliwych.pl

Dorota Batorska
dyrektorka biura Fundacji


biuro@ogrodsprawiedliwych.pl

Fundacja Ogród Sprawiedliwych

ul. Karowa 20,

00-324 Warszawa

Stanisław Jewgrafowicz Pietrow

7.09.1939, Władywostok – 19.05.2017, Friazno 26 września 1983 roku podpułkownik sił powietrznych ZSRR Stanisław Jewgrafowicz Pietrow pełnił służbę w podmoskiewskim Sierpuchowie. W tym tajnym miasteczku wojskowym znajdowało się centrum dowodzenia, a w nim nowozainstalowany system wczesnego ostrzegania przed atakiem jądrowym. Najnowocześniejsza technologia satelitarna i powód do dumy całej wierchuszki partyjnej ZSRR. Dowód, że w rywalizacji o dominacje nuklearną pomiędzy oboma mocarstwami ZSRR ma wciąż z USA szanse.

„Syrena ryczała, ale ja po prostu siedziałem, wpatrując się w duży, podświetlany na czerwono napis WYSTRZELIĆ”.

W tym czasie sekretarzem generalnym był Jurij Andropow, były szef KGB. To on zaledwie kilkanaście dni wcześniej podjął decyzję o zestrzeleniu pasażerskiego samolotu południowokoreańskich linii lotniczych z 249 osobami na pokładzie. Samolot ten został pomyłkowo uznany za szpiegowski. Zimna wojna była w swoim kolejnym szczycie. Napięcie w sztabach po obu stronach oceanu – ogromne. Zadanie podpułkownika Pietrowa było jasno określone. Po zauważeniu na monitorze momentu wystrzelenia z terytorium USA rakiet balistycznych, miał o tym poinformować dowództwo na Kremlu, które ten meldunek przekazywało sekretarzowi generalnemu. Dzięki systemowi wczesnego ostrzegania sekretarz generalny miał jeszcze ok. 12 minut na podjęcie decyzji o kontrataku. Doktryna zimnowojenna zakładała, że Związek Sowiecki po wystrzeleniu rakiet z terytorium USA powinien całym swoim potencjałem nuklearnym uderzyć w terytorium wroga. Samozniszczenie było oczywiste, ale jego perspektywa miała gwarantować bezpieczeństwo dzięki swojej sile odstraszania. *** Było po północy, kiedy rozpoczął się alarm. System wczesnego wykrywania wykazywał, że z USA wystartowała rakieta balistyczna i zmierza w kierunku ZSRR. Chwilę później ekrany monitorów pokazały, że wystrzelone zostały kolejne cztery rakiety. Pietrow musiał zdecydować, czy poinformować Kreml. Wiedział, że w ten sposób uruchomi proces decyzyjny, którego ostatnim ogniwem był Andropow. Sprzeciwił się protokołowi i przełożonych nie poinformował. Po 20 min. okazało się, że miał rację. Na Moskwę nie leciały rakiety, tylko niecodzienne zjawisko meteorologiczne zmyliło komputery w satelitach. Całe to wydarzenie zostało przez władze sowieckie utajnione. Nie doceniono decyzji Pietrowa, za to przez wiele dni poddawano go przesłuchaniom. W końcu udzielono mu nagany za rzekomo nieuzupełnioną dokumentację i przeniesiono na mniej odpowiedzialne stanowisko. Kilka miesięcy później podpułkownik przeszedł na wcześniejszą emeryturę. O tym, co wydarzyło się w Sierpuchowie 26 września 1983 roku świat dowiedział się dopiero po 2000 r. Pietrow nagle stał się sławny. Na chwilę. Zaproszono go do siedziby ONZ w Nowym Jorku. Powstał oparty na jego historii film amerykański oraz polski film dokumentalny. Od władz Rosji żadnej nagrody za ocalenie świata się nie doczekał. W dokumencie nakręconym przez ekipę polskiej telewizji parę lat przed śmiercią pułkownika widać starego, biednego człowieka, który wyraźnie nie daje sobie rady w swoim zagraconym mieszkaniu. I marzy o pralce automatycznej. *** Ta historia zmusza do zastanowienia się nad tym, dlaczego dziś nikt nie boi się dziś zniszczenia świata za pomocą broni atomowej. Co takiego się stało, że to realne wciąż i śmiertelne niebezpieczeństwo, jakim jest fakt, że broń nuklearna nadal jest produkowana, przechowywana i skierowana na konkretne cele, przestała budzić w nas sprzeciw i nie skłania do działań na rzecz rozbrojenia. Czy ocalanie świata to tylko moda mierzona klikalnością na Facebooku? Ta opowieść o zwykłym rosyjskim człowieku, który zaryzykował wszystko, w imię solidarności międzyludzkiej powinna być dla wszystkich (dla mnie jest) inspiracją. Dziś poza wojną nuklearną zmagamy się z innymi katastrofami – ekologiczną, klimatyczną. Pandemią. Częściej niż kiedykolwiek wcześniej musimy mówić o odpowiedzialności indywidualnej. Tego nas uczy Stanisław Pietrow – wojskowy wychowany w autorytarnym systemie, który miał odwagę, by w chwili próby zadecydować, że jest przede wszystkim człowiekiem. Ewa Wierzyńska

Stanisław Jewgrafowicz Pietrow

7.09.1939, Władywostok – 19.05.2017, Friazno 26 września 1983 roku podpułkownik sił powietrznych ZSRR Stanisław Jewgrafowicz Pietrow pełnił służbę w podmoskiewskim Sierpuchowie. W tym tajnym miasteczku wojskowym znajdowało się centrum dowodzenia, a w nim nowozainstalowany system wczesnego ostrzegania przed atakiem jądrowym. Najnowocześniejsza technologia satelitarna i powód do dumy całej wierchuszki partyjnej ZSRR. Dowód, że w rywalizacji o dominacje nuklearną pomiędzy oboma mocarstwami ZSRR ma wciąż z USA szanse.

„Syrena ryczała, ale ja po prostu siedziałem, wpatrując się w duży, podświetlany na czerwono napis WYSTRZELIĆ”.

W tym czasie sekretarzem generalnym był Jurij Andropow, były szef KGB. To on zaledwie kilkanaście dni wcześniej podjął decyzję o zestrzeleniu pasażerskiego samolotu południowokoreańskich linii lotniczych z 249 osobami na pokładzie. Samolot ten został pomyłkowo uznany za szpiegowski. Zimna wojna była w swoim kolejnym szczycie. Napięcie w sztabach po obu stronach oceanu – ogromne. Zadanie podpułkownika Pietrowa było jasno określone. Po zauważeniu na monitorze momentu wystrzelenia z terytorium USA rakiet balistycznych, miał o tym poinformować dowództwo na Kremlu, które ten meldunek przekazywało sekretarzowi generalnemu. Dzięki systemowi wczesnego ostrzegania sekretarz generalny miał jeszcze ok. 12 minut na podjęcie decyzji o kontrataku. Doktryna zimnowojenna zakładała, że Związek Sowiecki po wystrzeleniu rakiet z terytorium USA powinien całym swoim potencjałem nuklearnym uderzyć w terytorium wroga. Samozniszczenie było oczywiste, ale jego perspektywa miała gwarantować bezpieczeństwo dzięki swojej sile odstraszania. *** Było po północy, kiedy rozpoczął się alarm. System wczesnego wykrywania wykazywał, że z USA wystartowała rakieta balistyczna i zmierza w kierunku ZSRR. Chwilę później ekrany monitorów pokazały, że wystrzelone zostały kolejne cztery rakiety. Pietrow musiał zdecydować, czy poinformować Kreml. Wiedział, że w ten sposób uruchomi proces decyzyjny, którego ostatnim ogniwem był Andropow. Sprzeciwił się protokołowi i przełożonych nie poinformował. Po 20 min. okazało się, że miał rację. Na Moskwę nie leciały rakiety, tylko niecodzienne zjawisko meteorologiczne zmyliło komputery w satelitach. Całe to wydarzenie zostało przez władze sowieckie utajnione. Nie doceniono decyzji Pietrowa, za to przez wiele dni poddawano go przesłuchaniom. W końcu udzielono mu nagany za rzekomo nieuzupełnioną dokumentację i przeniesiono na mniej odpowiedzialne stanowisko. Kilka miesięcy później podpułkownik przeszedł na wcześniejszą emeryturę. O tym, co wydarzyło się w Sierpuchowie 26 września 1983 roku świat dowiedział się dopiero po 2000 r. Pietrow nagle stał się sławny. Na chwilę. Zaproszono go do siedziby ONZ w Nowym Jorku. Powstał oparty na jego historii film amerykański oraz polski film dokumentalny. Od władz Rosji żadnej nagrody za ocalenie świata się nie doczekał. W dokumencie nakręconym przez ekipę polskiej telewizji parę lat przed śmiercią pułkownika widać starego, biednego człowieka, który wyraźnie nie daje sobie rady w swoim zagraconym mieszkaniu. I marzy o pralce automatycznej. *** Ta historia zmusza do zastanowienia się nad tym, dlaczego dziś nikt nie boi się dziś zniszczenia świata za pomocą broni atomowej. Co takiego się stało, że to realne wciąż i śmiertelne niebezpieczeństwo, jakim jest fakt, że broń nuklearna nadal jest produkowana, przechowywana i skierowana na konkretne cele, przestała budzić w nas sprzeciw i nie skłania do działań na rzecz rozbrojenia. Czy ocalanie świata to tylko moda mierzona klikalnością na Facebooku? Ta opowieść o zwykłym rosyjskim człowieku, który zaryzykował wszystko, w imię solidarności międzyludzkiej powinna być dla wszystkich (dla mnie jest) inspiracją. Dziś poza wojną nuklearną zmagamy się z innymi katastrofami – ekologiczną, klimatyczną. Pandemią. Częściej niż kiedykolwiek wcześniej musimy mówić o odpowiedzialności indywidualnej. Tego nas uczy Stanisław Pietrow – wojskowy wychowany w autorytarnym systemie, który miał odwagę, by w chwili próby zadecydować, że jest przede wszystkim człowiekiem. Ewa Wierzyńska

Stanisław Jewgrafowicz Pietrow

7.09.1939, Władywostok – 19.05.2017, Friazno 26 września 1983 roku podpułkownik sił powietrznych ZSRR Stanisław Jewgrafowicz Pietrow pełnił służbę w podmoskiewskim Sierpuchowie. W tym tajnym miasteczku wojskowym znajdowało się centrum dowodzenia, a w nim nowozainstalowany system wczesnego ostrzegania przed atakiem jądrowym. Najnowocześniejsza technologia satelitarna i powód do dumy całej wierchuszki partyjnej ZSRR. Dowód, że w rywalizacji o dominacje nuklearną pomiędzy oboma mocarstwami ZSRR ma wciąż z USA szanse.

„Syrena ryczała, ale ja po prostu siedziałem, wpatrując się w duży, podświetlany na czerwono napis WYSTRZELIĆ”.

W tym czasie sekretarzem generalnym był Jurij Andropow, były szef KGB. To on zaledwie kilkanaście dni wcześniej podjął decyzję o zestrzeleniu pasażerskiego samolotu południowokoreańskich linii lotniczych z 249 osobami na pokładzie. Samolot ten został pomyłkowo uznany za szpiegowski. Zimna wojna była w swoim kolejnym szczycie. Napięcie w sztabach po obu stronach oceanu – ogromne. Zadanie podpułkownika Pietrowa było jasno określone. Po zauważeniu na monitorze momentu wystrzelenia z terytorium USA rakiet balistycznych, miał o tym poinformować dowództwo na Kremlu, które ten meldunek przekazywało sekretarzowi generalnemu. Dzięki systemowi wczesnego ostrzegania sekretarz generalny miał jeszcze ok. 12 minut na podjęcie decyzji o kontrataku. Doktryna zimnowojenna zakładała, że Związek Sowiecki po wystrzeleniu rakiet z terytorium USA powinien całym swoim potencjałem nuklearnym uderzyć w terytorium wroga. Samozniszczenie było oczywiste, ale jego perspektywa miała gwarantować bezpieczeństwo dzięki swojej sile odstraszania. *** Było po północy, kiedy rozpoczął się alarm. System wczesnego wykrywania wykazywał, że z USA wystartowała rakieta balistyczna i zmierza w kierunku ZSRR. Chwilę później ekrany monitorów pokazały, że wystrzelone zostały kolejne cztery rakiety. Pietrow musiał zdecydować, czy poinformować Kreml. Wiedział, że w ten sposób uruchomi proces decyzyjny, którego ostatnim ogniwem był Andropow. Sprzeciwił się protokołowi i przełożonych nie poinformował. Po 20 min. okazało się, że miał rację. Na Moskwę nie leciały rakiety, tylko niecodzienne zjawisko meteorologiczne zmyliło komputery w satelitach. Całe to wydarzenie zostało przez władze sowieckie utajnione. Nie doceniono decyzji Pietrowa, za to przez wiele dni poddawano go przesłuchaniom. W końcu udzielono mu nagany za rzekomo nieuzupełnioną dokumentację i przeniesiono na mniej odpowiedzialne stanowisko. Kilka miesięcy później podpułkownik przeszedł na wcześniejszą emeryturę. O tym, co wydarzyło się w Sierpuchowie 26 września 1983 roku świat dowiedział się dopiero po 2000 r. Pietrow nagle stał się sławny. Na chwilę. Zaproszono go do siedziby ONZ w Nowym Jorku. Powstał oparty na jego historii film amerykański oraz polski film dokumentalny. Od władz Rosji żadnej nagrody za ocalenie świata się nie doczekał. W dokumencie nakręconym przez ekipę polskiej telewizji parę lat przed śmiercią pułkownika widać starego, biednego człowieka, który wyraźnie nie daje sobie rady w swoim zagraconym mieszkaniu. I marzy o pralce automatycznej. *** Ta historia zmusza do zastanowienia się nad tym, dlaczego dziś nikt nie boi się dziś zniszczenia świata za pomocą broni atomowej. Co takiego się stało, że to realne wciąż i śmiertelne niebezpieczeństwo, jakim jest fakt, że broń nuklearna nadal jest produkowana, przechowywana i skierowana na konkretne cele, przestała budzić w nas sprzeciw i nie skłania do działań na rzecz rozbrojenia. Czy ocalanie świata to tylko moda mierzona klikalnością na Facebooku? Ta opowieść o zwykłym rosyjskim człowieku, który zaryzykował wszystko, w imię solidarności międzyludzkiej powinna być dla wszystkich (dla mnie jest) inspiracją. Dziś poza wojną nuklearną zmagamy się z innymi katastrofami – ekologiczną, klimatyczną. Pandemią. Częściej niż kiedykolwiek wcześniej musimy mówić o odpowiedzialności indywidualnej. Tego nas uczy Stanisław Pietrow – wojskowy wychowany w autorytarnym systemie, który miał odwagę, by w chwili próby zadecydować, że jest przede wszystkim człowiekiem. Ewa Wierzyńska

Stanisław Jewgrafowicz Pietrow

7.09.1939, Władywostok – 19.05.2017, Friazno 26 września 1983 roku podpułkownik sił powietrznych ZSRR Stanisław Jewgrafowicz Pietrow pełnił służbę w podmoskiewskim Sierpuchowie. W tym tajnym miasteczku wojskowym znajdowało się centrum dowodzenia, a w nim nowozainstalowany system wczesnego ostrzegania przed atakiem jądrowym. Najnowocześniejsza technologia satelitarna i powód do dumy całej wierchuszki partyjnej ZSRR. Dowód, że w rywalizacji o dominacje nuklearną pomiędzy oboma mocarstwami ZSRR ma wciąż z USA szanse.

„Syrena ryczała, ale ja po prostu siedziałem, wpatrując się w duży, podświetlany na czerwono napis WYSTRZELIĆ”.

W tym czasie sekretarzem generalnym był Jurij Andropow, były szef KGB. To on zaledwie kilkanaście dni wcześniej podjął decyzję o zestrzeleniu pasażerskiego samolotu południowokoreańskich linii lotniczych z 249 osobami na pokładzie. Samolot ten został pomyłkowo uznany za szpiegowski. Zimna wojna była w swoim kolejnym szczycie. Napięcie w sztabach po obu stronach oceanu – ogromne. Zadanie podpułkownika Pietrowa było jasno określone. Po zauważeniu na monitorze momentu wystrzelenia z terytorium USA rakiet balistycznych, miał o tym poinformować dowództwo na Kremlu, które ten meldunek przekazywało sekretarzowi generalnemu. Dzięki systemowi wczesnego ostrzegania sekretarz generalny miał jeszcze ok. 12 minut na podjęcie decyzji o kontrataku. Doktryna zimnowojenna zakładała, że Związek Sowiecki po wystrzeleniu rakiet z terytorium USA powinien całym swoim potencjałem nuklearnym uderzyć w terytorium wroga. Samozniszczenie było oczywiste, ale jego perspektywa miała gwarantować bezpieczeństwo dzięki swojej sile odstraszania. *** Było po północy, kiedy rozpoczął się alarm. System wczesnego wykrywania wykazywał, że z USA wystartowała rakieta balistyczna i zmierza w kierunku ZSRR. Chwilę później ekrany monitorów pokazały, że wystrzelone zostały kolejne cztery rakiety. Pietrow musiał zdecydować, czy poinformować Kreml. Wiedział, że w ten sposób uruchomi proces decyzyjny, którego ostatnim ogniwem był Andropow. Sprzeciwił się protokołowi i przełożonych nie poinformował. Po 20 min. okazało się, że miał rację. Na Moskwę nie leciały rakiety, tylko niecodzienne zjawisko meteorologiczne zmyliło komputery w satelitach. Całe to wydarzenie zostało przez władze sowieckie utajnione. Nie doceniono decyzji Pietrowa, za to przez wiele dni poddawano go przesłuchaniom. W końcu udzielono mu nagany za rzekomo nieuzupełnioną dokumentację i przeniesiono na mniej odpowiedzialne stanowisko. Kilka miesięcy później podpułkownik przeszedł na wcześniejszą emeryturę. O tym, co wydarzyło się w Sierpuchowie 26 września 1983 roku świat dowiedział się dopiero po 2000 r. Pietrow nagle stał się sławny. Na chwilę. Zaproszono go do siedziby ONZ w Nowym Jorku. Powstał oparty na jego historii film amerykański oraz polski film dokumentalny. Od władz Rosji żadnej nagrody za ocalenie świata się nie doczekał. W dokumencie nakręconym przez ekipę polskiej telewizji parę lat przed śmiercią pułkownika widać starego, biednego człowieka, który wyraźnie nie daje sobie rady w swoim zagraconym mieszkaniu. I marzy o pralce automatycznej. *** Ta historia zmusza do zastanowienia się nad tym, dlaczego dziś nikt nie boi się dziś zniszczenia świata za pomocą broni atomowej. Co takiego się stało, że to realne wciąż i śmiertelne niebezpieczeństwo, jakim jest fakt, że broń nuklearna nadal jest produkowana, przechowywana i skierowana na konkretne cele, przestała budzić w nas sprzeciw i nie skłania do działań na rzecz rozbrojenia. Czy ocalanie świata to tylko moda mierzona klikalnością na Facebooku? Ta opowieść o zwykłym rosyjskim człowieku, który zaryzykował wszystko, w imię solidarności międzyludzkiej powinna być dla wszystkich (dla mnie jest) inspiracją. Dziś poza wojną nuklearną zmagamy się z innymi katastrofami – ekologiczną, klimatyczną. Pandemią. Częściej niż kiedykolwiek wcześniej musimy mówić o odpowiedzialności indywidualnej. Tego nas uczy Stanisław Pietrow – wojskowy wychowany w autorytarnym systemie, który miał odwagę, by w chwili próby zadecydować, że jest przede wszystkim człowiekiem. Ewa Wierzyńska

Stanisław Jewgrafowicz Pietrow

7.09.1939, Władywostok – 19.05.2017, Friazno 26 września 1983 roku podpułkownik sił powietrznych ZSRR Stanisław Jewgrafowicz Pietrow pełnił służbę w podmoskiewskim Sierpuchowie. W tym tajnym miasteczku wojskowym znajdowało się centrum dowodzenia, a w nim nowozainstalowany system wczesnego ostrzegania przed atakiem jądrowym. Najnowocześniejsza technologia satelitarna i powód do dumy całej wierchuszki partyjnej ZSRR. Dowód, że w rywalizacji o dominacje nuklearną pomiędzy oboma mocarstwami ZSRR ma wciąż z USA szanse.

„Syrena ryczała, ale ja po prostu siedziałem, wpatrując się w duży, podświetlany na czerwono napis WYSTRZELIĆ”.

W tym czasie sekretarzem generalnym był Jurij Andropow, były szef KGB. To on zaledwie kilkanaście dni wcześniej podjął decyzję o zestrzeleniu pasażerskiego samolotu południowokoreańskich linii lotniczych z 249 osobami na pokładzie. Samolot ten został pomyłkowo uznany za szpiegowski. Zimna wojna była w swoim kolejnym szczycie. Napięcie w sztabach po obu stronach oceanu – ogromne. Zadanie podpułkownika Pietrowa było jasno określone. Po zauważeniu na monitorze momentu wystrzelenia z terytorium USA rakiet balistycznych, miał o tym poinformować dowództwo na Kremlu, które ten meldunek przekazywało sekretarzowi generalnemu. Dzięki systemowi wczesnego ostrzegania sekretarz generalny miał jeszcze ok. 12 minut na podjęcie decyzji o kontrataku. Doktryna zimnowojenna zakładała, że Związek Sowiecki po wystrzeleniu rakiet z terytorium USA powinien całym swoim potencjałem nuklearnym uderzyć w terytorium wroga. Samozniszczenie było oczywiste, ale jego perspektywa miała gwarantować bezpieczeństwo dzięki swojej sile odstraszania. *** Było po północy, kiedy rozpoczął się alarm. System wczesnego wykrywania wykazywał, że z USA wystartowała rakieta balistyczna i zmierza w kierunku ZSRR. Chwilę później ekrany monitorów pokazały, że wystrzelone zostały kolejne cztery rakiety. Pietrow musiał zdecydować, czy poinformować Kreml. Wiedział, że w ten sposób uruchomi proces decyzyjny, którego ostatnim ogniwem był Andropow. Sprzeciwił się protokołowi i przełożonych nie poinformował. Po 20 min. okazało się, że miał rację. Na Moskwę nie leciały rakiety, tylko niecodzienne zjawisko meteorologiczne zmyliło komputery w satelitach. Całe to wydarzenie zostało przez władze sowieckie utajnione. Nie doceniono decyzji Pietrowa, za to przez wiele dni poddawano go przesłuchaniom. W końcu udzielono mu nagany za rzekomo nieuzupełnioną dokumentację i przeniesiono na mniej odpowiedzialne stanowisko. Kilka miesięcy później podpułkownik przeszedł na wcześniejszą emeryturę. O tym, co wydarzyło się w Sierpuchowie 26 września 1983 roku świat dowiedział się dopiero po 2000 r. Pietrow nagle stał się sławny. Na chwilę. Zaproszono go do siedziby ONZ w Nowym Jorku. Powstał oparty na jego historii film amerykański oraz polski film dokumentalny. Od władz Rosji żadnej nagrody za ocalenie świata się nie doczekał. W dokumencie nakręconym przez ekipę polskiej telewizji parę lat przed śmiercią pułkownika widać starego, biednego człowieka, który wyraźnie nie daje sobie rady w swoim zagraconym mieszkaniu. I marzy o pralce automatycznej. *** Ta historia zmusza do zastanowienia się nad tym, dlaczego dziś nikt nie boi się dziś zniszczenia świata za pomocą broni atomowej. Co takiego się stało, że to realne wciąż i śmiertelne niebezpieczeństwo, jakim jest fakt, że broń nuklearna nadal jest produkowana, przechowywana i skierowana na konkretne cele, przestała budzić w nas sprzeciw i nie skłania do działań na rzecz rozbrojenia. Czy ocalanie świata to tylko moda mierzona klikalnością na Facebooku? Ta opowieść o zwykłym rosyjskim człowieku, który zaryzykował wszystko, w imię solidarności międzyludzkiej powinna być dla wszystkich (dla mnie jest) inspiracją. Dziś poza wojną nuklearną zmagamy się z innymi katastrofami – ekologiczną, klimatyczną. Pandemią. Częściej niż kiedykolwiek wcześniej musimy mówić o odpowiedzialności indywidualnej. Tego nas uczy Stanisław Pietrow – wojskowy wychowany w autorytarnym systemie, który miał odwagę, by w chwili próby zadecydować, że jest przede wszystkim człowiekiem. Ewa Wierzyńska

adres ogrodu

skwer Generała
Jana Jura-Gorzechowskiego,
01-023 Warszawa



partnerzy

kontakt / FUNDACJA

Anna Ziarkowska
Prezeska Zarządu Fundacji Ogród Sprawiedliwych


+48 22 255 05 05

anna.ziarkowska@ogrodsprawiedliwych.pl

Dorota Batorska
dyrektorka biura Fundacji


biuro@ogrodsprawiedliwych.pl

Fundacja Ogród Sprawiedliwych

ul. Karowa 20,

00-324 Warszawa

adres ogrodu

skwer Generała
Jana Jura-Gorzechowskiego,
01-023 Warszawa

partnerzy

kontakt / FUNDACJA

Anna Ziarkowska
Prezeska Zarządu Fundacji Ogród Sprawiedliwych


+48 22 255 05 05

anna.ziarkowska@ogrodsprawiedliwych.pl

Dorota Batorska
dyrektorka biura Fundacji


biuro@ogrodsprawiedliwych.pl

Fundacja Ogród Sprawiedliwych

ul. Karowa 20,

00-324 Warszawa

adres ogrodu

skwer Generała
Jana Jura-Gorzechowskiego,
01-023 Warszawa

kontakt / FUNDACJA

Anna Ziarkowska
Prezeska Zarządu Fundacji
Ogród Sprawiedliwych


+48 22 255 05 05

anna.ziarkowska@ogrodsprawiedliwych.pl

Dorota Batorska
dyrektorka biura Fundacji


biuro@ogrodsprawiedliwych.pl

Fundacja Ogród Sprawiedliwych

ul. Karowa 20,

00-324 Warszawa

partnerzy