adres ogrodu

skwer Generała
Jana Jura-Gorzechowskiego,
01-023 Warszawa

kontakt / FUNDACJA

Anna Ziarkowska
Prezeska Zarządu


+48 22 255 05 26

anna.ziarkowska@ogrodsprawiedliwych.pl

Dorota Batorska
Członkini Zarządu


biuro@ogrodsprawiedliwych.pl

Fundacja Ogród Sprawiedliwych

ul. Karowa 20,

00-324 Warszawa

partnerzy

adres ogrodu

skwer Generała
Jana Jura-Gorzechowskiego,
01-023 Warszawa

kontakt / FUNDACJA

Anna Ziarkowska
Prezeska Zarządu


+48 22 255 05 26

anna.ziarkowska@ogrodsprawiedliwych.pl

Dorota Batorska
Członkini Zarządu


biuro@ogrodsprawiedliwych.pl

Fundacja Ogród Sprawiedliwych

ul. Karowa 20,

00-324 Warszawa

partnerzy

adres ogrodu

skwer Generała
Jana Jura-Gorzechowskiego,
01-023 Warszawa

partnerzy

kontakt / FUNDACJA

Anna Ziarkowska
Prezeska Zarządu


+48 22 255 05 26

anna.ziarkowska@ogrodsprawiedliwych.pl

Dorota Batorska
Członkini Zarządu


biuro@ogrodsprawiedliwych.pl

Fundacja Ogród Sprawiedliwych

ul. Karowa 20,

00-324 Warszawa

adres ogrodu

skwer Generała
Jana Jura-Gorzechowskiego,
01-023 Warszawa

partnerzy

kontakt / FUNDACJA

Anna Ziarkowska
Prezeska Zarządu


+48 22 255 05 26

anna.ziarkowska@ogrodsprawiedliwych.pl

Dorota Batorska
Członkini Zarządu


biuro@ogrodsprawiedliwych.pl

Fundacja Ogród Sprawiedliwych

ul. Karowa 20,

00-324 Warszawa

Ewelina (Ewa) Lipko-Lipczyńska

3.05.1913, Ostrowiec Świętokrzyski – 13.12.2001, Sztokholm W dziesiątej klasie okazało się, że polskiego uczyć nas będzie nowa nauczycielka. Prawie od razu zadała wypracowanie domowe o „Medalionach” Zofii Nałkowskiej. Poprosiła, abyśmy zwrócili uwagę na motto tego cyklu ośmiu opowiadań: „Ludzie ludziom zgotowali ten los”. Uznałem to za błąd. Bo czy można określić ofiary i katów tym samym mianem? Patronem naszej szkoły był komunistyczny generał Karol Świerczewski, komunistami byli także moi rodzice. Oni nie zgadzali się, aby po obu stronach frontu znajdowali się równi sobie „ludzie”. W wypracowaniu z furią odrzuciłem zatem motto książki. Dowodziłem, że to niemieccy faszyści zgotowali Żydom i Polakom zły los. I że po pokonaniu Hitlera zło zostało zniszczone. Zamknąłem wypracowanie konkluzją, że ludzie nie istnieją, są jedynie konkretne klasy i narody. Jednak nauczycielka broniła motta książki. Wbrew oficjalnej propagandzie twierdziła, że określenie „ludzie” obejmuje także morderców. Nie dała się przekonać, ale dała mi najwyższy stopień. Zatem pierwszą lekcją, jakiej nam udzieliła, była lekcja tolerancji i partnerstwa, zadziwiająca w komunistycznej szkole. Druga lekcja była trudniejsza i dopiero po wielu latach przyznałem jej całą rację.

„Nie odpowiem ci na pytanie gdzie lepiej ani na pytanie czy żałujesz”.

A przecież sama biografia mojej polonistki Ewy Lipko-Lipczyńskiej mogła być dowodem, że słuszność była po mojej stronie. W czasie wojny, którą spędziła w Ostrowcu, bohatersko walczyła z Niemcami. Ryzykowała życiem, organizując pomoc dla potrzebujących. Wspominała: „przez cały okres wojny przewinęło się przez nasz dom około 50 osób, które dłużej lub krócej mieszkały z nami lub uzyskiwały doraźną pomoc. […] większość stanowili Żydzi. […] Byli też Polacy poszukiwani przez gestapo… Chciałam ratować ludzi, a wobec tego, że Żydzi byli najbardziej zagrożeni – ratowałam Żydów”. Dodajmy: za to groziła śmierć. W jej zapiskach czytamy, jak niezwykła i szlachetna była to pomoc: „Utrzymywaliśmy się z gospodarstwa, z uprawy dużego ogrodu i kawałka pola. Działalność nasza prowadzona była bezinteresownie, nigdy od nikogo nie braliśmy żadnych pieniędzy, żadnej zapłaty”. Za tę aktywność Yad Vashem nagrodził ją w 1966 r. wspaniałym tytułem „Sprawiedliwej wśród narodów świata”. Mieszkaliśmy blisko siebie. Wystarczyło przeskoczyć Marszałkowską, aby z Litewskiej dotrzeć na Oleandrów. Poznałem jej małe mieszkanie i rodzinę – syna i córkę. Gdy w 68. zostałem relegowany z uniwersytetu za udział w marcowych demonstracjach, sama zapukała do moich drzwi, z konspiracyjnego nawyku nie zgłaszając telefonicznie swojego przybycia. Zapytała, jak może mi pomóc. Ponieważ obawiałem się podsłuchu, zaproponowałem spacer. Na ulicy, gdy już odpowiedzieliśmy sobie na „marcowe pytania”, nagle szepnęła: „jak myślisz, czy ktoś mnie jeszcze pokocha?”. Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Sam miałem kłopoty z miłością. Zrozumiałem to pytanie później, gdy wyrzucona z pracy za popieranie studenckich demonstracji, postanowiła wyjechać do Szwecji. Jej świat nadal był zamieszkany przez ludzi pomagających innym. Ale czy pozostał obszarem miłości? Odwiedziłem ją kilka razy w Sztokholmie. Pokazywała mi obrazy, które kupiła. Zwróciłem uwagę na ciężkie, obite blachą drzwi, które miały strzec jej kolekcji. Raz odprowadziła mnie na stację metra. Nagle odwróciła się, pokazała okna sąsiadów i opowiedziała, że mieszkają tam bardzo starzy ludzie. Gdy on wychodzi z domu, żona stoi w oknie i długo macha dłonią. „Czym zasłużyli sobie na taką miłość?” – zapytała. Bardziej siebie niż mnie. Niedawno odnalazłem jej wiersz, zatytułowany „Pożegnanie”: Emigracja nie odpowiem ci na pytanie gdzie lepiej ani na pytanie czy żałujesz ani nawet na pytanie czy tęsknisz zapytaj czy lepiej rozumiesz albo czy więcej wiesz zapytaj też czy kochasz na nowo... Ewa Sprawiedliwa? Tak. Z pewnością. Ale także: Ewa Miłość. Bronisław Świderski

Ewelina (Ewa) Lipko-Lipczyńska

3.05.1913, Ostrowiec Świętokrzyski – 13.12.2001, Sztokholm W dziesiątej klasie okazało się, że polskiego uczyć nas będzie nowa nauczycielka. Prawie od razu zadała wypracowanie domowe o „Medalionach” Zofii Nałkowskiej. Poprosiła, abyśmy zwrócili uwagę na motto tego cyklu ośmiu opowiadań: „Ludzie ludziom zgotowali ten los”. Uznałem to za błąd. Bo czy można określić ofiary i katów tym samym mianem? Patronem naszej szkoły był komunistyczny generał Karol Świerczewski, komunistami byli także moi rodzice. Oni nie zgadzali się, aby po obu stronach frontu znajdowali się równi sobie „ludzie”. W wypracowaniu z furią odrzuciłem zatem motto książki. Dowodziłem, że to niemieccy faszyści zgotowali Żydom i Polakom zły los. I że po pokonaniu Hitlera zło zostało zniszczone. Zamknąłem wypracowanie konkluzją, że ludzie nie istnieją, są jedynie konkretne klasy i narody. Jednak nauczycielka broniła motta książki. Wbrew oficjalnej propagandzie twierdziła, że określenie „ludzie” obejmuje także morderców. Nie dała się przekonać, ale dała mi najwyższy stopień. Zatem pierwszą lekcją, jakiej nam udzieliła, była lekcja tolerancji i partnerstwa, zadziwiająca w komunistycznej szkole. Druga lekcja była trudniejsza i dopiero po wielu latach przyznałem jej całą rację.

„Nie odpowiem ci na pytanie gdzie lepiej ani na pytanie czy żałujesz”.

A przecież sama biografia mojej polonistki Ewy Lipko-Lipczyńskiej mogła być dowodem, że słuszność była po mojej stronie. W czasie wojny, którą spędziła w Ostrowcu, bohatersko walczyła z Niemcami. Ryzykowała życiem, organizując pomoc dla potrzebujących. Wspominała: „przez cały okres wojny przewinęło się przez nasz dom około 50 osób, które dłużej lub krócej mieszkały z nami lub uzyskiwały doraźną pomoc. […] większość stanowili Żydzi. […] Byli też Polacy poszukiwani przez gestapo… Chciałam ratować ludzi, a wobec tego, że Żydzi byli najbardziej zagrożeni – ratowałam Żydów”. Dodajmy: za to groziła śmierć. W jej zapiskach czytamy, jak niezwykła i szlachetna była to pomoc: „Utrzymywaliśmy się z gospodarstwa, z uprawy dużego ogrodu i kawałka pola. Działalność nasza prowadzona była bezinteresownie, nigdy od nikogo nie braliśmy żadnych pieniędzy, żadnej zapłaty”. Za tę aktywność Yad Vashem nagrodził ją w 1966 r. wspaniałym tytułem „Sprawiedliwej wśród narodów świata”. Mieszkaliśmy blisko siebie. Wystarczyło przeskoczyć Marszałkowską, aby z Litewskiej dotrzeć na Oleandrów. Poznałem jej małe mieszkanie i rodzinę – syna i córkę. Gdy w 68. zostałem relegowany z uniwersytetu za udział w marcowych demonstracjach, sama zapukała do moich drzwi, z konspiracyjnego nawyku nie zgłaszając telefonicznie swojego przybycia. Zapytała, jak może mi pomóc. Ponieważ obawiałem się podsłuchu, zaproponowałem spacer. Na ulicy, gdy już odpowiedzieliśmy sobie na „marcowe pytania”, nagle szepnęła: „jak myślisz, czy ktoś mnie jeszcze pokocha?”. Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Sam miałem kłopoty z miłością. Zrozumiałem to pytanie później, gdy wyrzucona z pracy za popieranie studenckich demonstracji, postanowiła wyjechać do Szwecji. Jej świat nadal był zamieszkany przez ludzi pomagających innym. Ale czy pozostał obszarem miłości? Odwiedziłem ją kilka razy w Sztokholmie. Pokazywała mi obrazy, które kupiła. Zwróciłem uwagę na ciężkie, obite blachą drzwi, które miały strzec jej kolekcji. Raz odprowadziła mnie na stację metra. Nagle odwróciła się, pokazała okna sąsiadów i opowiedziała, że mieszkają tam bardzo starzy ludzie. Gdy on wychodzi z domu, żona stoi w oknie i długo macha dłonią. „Czym zasłużyli sobie na taką miłość?” – zapytała. Bardziej siebie niż mnie. Niedawno odnalazłem jej wiersz, zatytułowany „Pożegnanie”: Emigracja nie odpowiem ci na pytanie gdzie lepiej ani na pytanie czy żałujesz ani nawet na pytanie czy tęsknisz zapytaj czy lepiej rozumiesz albo czy więcej wiesz zapytaj też czy kochasz na nowo... Ewa Sprawiedliwa? Tak. Z pewnością. Ale także: Ewa Miłość. Bronisław Świderski

Ewelina (Ewa) Lipko-Lipczyńska

3.05.1913, Ostrowiec Świętokrzyski – 13.12.2001, Sztokholm W dziesiątej klasie okazało się, że polskiego uczyć nas będzie nowa nauczycielka. Prawie od razu zadała wypracowanie domowe o „Medalionach” Zofii Nałkowskiej. Poprosiła, abyśmy zwrócili uwagę na motto tego cyklu ośmiu opowiadań: „Ludzie ludziom zgotowali ten los”. Uznałem to za błąd. Bo czy można określić ofiary i katów tym samym mianem? Patronem naszej szkoły był komunistyczny generał Karol Świerczewski, komunistami byli także moi rodzice. Oni nie zgadzali się, aby po obu stronach frontu znajdowali się równi sobie „ludzie”. W wypracowaniu z furią odrzuciłem zatem motto książki. Dowodziłem, że to niemieccy faszyści zgotowali Żydom i Polakom zły los. I że po pokonaniu Hitlera zło zostało zniszczone. Zamknąłem wypracowanie konkluzją, że ludzie nie istnieją, są jedynie konkretne klasy i narody. Jednak nauczycielka broniła motta książki. Wbrew oficjalnej propagandzie twierdziła, że określenie „ludzie” obejmuje także morderców. Nie dała się przekonać, ale dała mi najwyższy stopień. Zatem pierwszą lekcją, jakiej nam udzieliła, była lekcja tolerancji i partnerstwa, zadziwiająca w komunistycznej szkole. Druga lekcja była trudniejsza i dopiero po wielu latach przyznałem jej całą rację.

„Nie odpowiem ci na pytanie gdzie lepiej ani na pytanie czy żałujesz”.

A przecież sama biografia mojej polonistki Ewy Lipko-Lipczyńskiej mogła być dowodem, że słuszność była po mojej stronie. W czasie wojny, którą spędziła w Ostrowcu, bohatersko walczyła z Niemcami. Ryzykowała życiem, organizując pomoc dla potrzebujących. Wspominała: „przez cały okres wojny przewinęło się przez nasz dom około 50 osób, które dłużej lub krócej mieszkały z nami lub uzyskiwały doraźną pomoc. […] większość stanowili Żydzi. […] Byli też Polacy poszukiwani przez gestapo… Chciałam ratować ludzi, a wobec tego, że Żydzi byli najbardziej zagrożeni – ratowałam Żydów”. Dodajmy: za to groziła śmierć. W jej zapiskach czytamy, jak niezwykła i szlachetna była to pomoc: „Utrzymywaliśmy się z gospodarstwa, z uprawy dużego ogrodu i kawałka pola. Działalność nasza prowadzona była bezinteresownie, nigdy od nikogo nie braliśmy żadnych pieniędzy, żadnej zapłaty”. Za tę aktywność Yad Vashem nagrodził ją w 1966 r. wspaniałym tytułem „Sprawiedliwej wśród narodów świata”. Mieszkaliśmy blisko siebie. Wystarczyło przeskoczyć Marszałkowską, aby z Litewskiej dotrzeć na Oleandrów. Poznałem jej małe mieszkanie i rodzinę – syna i córkę. Gdy w 68. zostałem relegowany z uniwersytetu za udział w marcowych demonstracjach, sama zapukała do moich drzwi, z konspiracyjnego nawyku nie zgłaszając telefonicznie swojego przybycia. Zapytała, jak może mi pomóc. Ponieważ obawiałem się podsłuchu, zaproponowałem spacer. Na ulicy, gdy już odpowiedzieliśmy sobie na „marcowe pytania”, nagle szepnęła: „jak myślisz, czy ktoś mnie jeszcze pokocha?”. Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Sam miałem kłopoty z miłością. Zrozumiałem to pytanie później, gdy wyrzucona z pracy za popieranie studenckich demonstracji, postanowiła wyjechać do Szwecji. Jej świat nadal był zamieszkany przez ludzi pomagających innym. Ale czy pozostał obszarem miłości? Odwiedziłem ją kilka razy w Sztokholmie. Pokazywała mi obrazy, które kupiła. Zwróciłem uwagę na ciężkie, obite blachą drzwi, które miały strzec jej kolekcji. Raz odprowadziła mnie na stację metra. Nagle odwróciła się, pokazała okna sąsiadów i opowiedziała, że mieszkają tam bardzo starzy ludzie. Gdy on wychodzi z domu, żona stoi w oknie i długo macha dłonią. „Czym zasłużyli sobie na taką miłość?” – zapytała. Bardziej siebie niż mnie. Niedawno odnalazłem jej wiersz, zatytułowany „Pożegnanie”: Emigracja nie odpowiem ci na pytanie gdzie lepiej ani na pytanie czy żałujesz ani nawet na pytanie czy tęsknisz zapytaj czy lepiej rozumiesz albo czy więcej wiesz zapytaj też czy kochasz na nowo... Ewa Sprawiedliwa? Tak. Z pewnością. Ale także: Ewa Miłość. Bronisław Świderski

Ewelina (Ewa) Lipko-Lipczyńska

3.05.1913, Ostrowiec Świętokrzyski – 13.12.2001, Sztokholm W dziesiątej klasie okazało się, że polskiego uczyć nas będzie nowa nauczycielka. Prawie od razu zadała wypracowanie domowe o „Medalionach” Zofii Nałkowskiej. Poprosiła, abyśmy zwrócili uwagę na motto tego cyklu ośmiu opowiadań: „Ludzie ludziom zgotowali ten los”. Uznałem to za błąd. Bo czy można określić ofiary i katów tym samym mianem? Patronem naszej szkoły był komunistyczny generał Karol Świerczewski, komunistami byli także moi rodzice. Oni nie zgadzali się, aby po obu stronach frontu znajdowali się równi sobie „ludzie”. W wypracowaniu z furią odrzuciłem zatem motto książki. Dowodziłem, że to niemieccy faszyści zgotowali Żydom i Polakom zły los. I że po pokonaniu Hitlera zło zostało zniszczone. Zamknąłem wypracowanie konkluzją, że ludzie nie istnieją, są jedynie konkretne klasy i narody. Jednak nauczycielka broniła motta książki. Wbrew oficjalnej propagandzie twierdziła, że określenie „ludzie” obejmuje także morderców. Nie dała się przekonać, ale dała mi najwyższy stopień. Zatem pierwszą lekcją, jakiej nam udzieliła, była lekcja tolerancji i partnerstwa, zadziwiająca w komunistycznej szkole. Druga lekcja była trudniejsza i dopiero po wielu latach przyznałem jej całą rację.

„Nie odpowiem ci na pytanie gdzie lepiej ani na pytanie czy żałujesz”.

A przecież sama biografia mojej polonistki Ewy Lipko-Lipczyńskiej mogła być dowodem, że słuszność była po mojej stronie. W czasie wojny, którą spędziła w Ostrowcu, bohatersko walczyła z Niemcami. Ryzykowała życiem, organizując pomoc dla potrzebujących. Wspominała: „przez cały okres wojny przewinęło się przez nasz dom około 50 osób, które dłużej lub krócej mieszkały z nami lub uzyskiwały doraźną pomoc. […] większość stanowili Żydzi. […] Byli też Polacy poszukiwani przez gestapo… Chciałam ratować ludzi, a wobec tego, że Żydzi byli najbardziej zagrożeni – ratowałam Żydów”. Dodajmy: za to groziła śmierć. W jej zapiskach czytamy, jak niezwykła i szlachetna była to pomoc: „Utrzymywaliśmy się z gospodarstwa, z uprawy dużego ogrodu i kawałka pola. Działalność nasza prowadzona była bezinteresownie, nigdy od nikogo nie braliśmy żadnych pieniędzy, żadnej zapłaty”. Za tę aktywność Yad Vashem nagrodził ją w 1966 r. wspaniałym tytułem „Sprawiedliwej wśród narodów świata”. Mieszkaliśmy blisko siebie. Wystarczyło przeskoczyć Marszałkowską, aby z Litewskiej dotrzeć na Oleandrów. Poznałem jej małe mieszkanie i rodzinę – syna i córkę. Gdy w 68. zostałem relegowany z uniwersytetu za udział w marcowych demonstracjach, sama zapukała do moich drzwi, z konspiracyjnego nawyku nie zgłaszając telefonicznie swojego przybycia. Zapytała, jak może mi pomóc. Ponieważ obawiałem się podsłuchu, zaproponowałem spacer. Na ulicy, gdy już odpowiedzieliśmy sobie na „marcowe pytania”, nagle szepnęła: „jak myślisz, czy ktoś mnie jeszcze pokocha?”. Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Sam miałem kłopoty z miłością. Zrozumiałem to pytanie później, gdy wyrzucona z pracy za popieranie studenckich demonstracji, postanowiła wyjechać do Szwecji. Jej świat nadal był zamieszkany przez ludzi pomagających innym. Ale czy pozostał obszarem miłości? Odwiedziłem ją kilka razy w Sztokholmie. Pokazywała mi obrazy, które kupiła. Zwróciłem uwagę na ciężkie, obite blachą drzwi, które miały strzec jej kolekcji. Raz odprowadziła mnie na stację metra. Nagle odwróciła się, pokazała okna sąsiadów i opowiedziała, że mieszkają tam bardzo starzy ludzie. Gdy on wychodzi z domu, żona stoi w oknie i długo macha dłonią. „Czym zasłużyli sobie na taką miłość?” – zapytała. Bardziej siebie niż mnie. Niedawno odnalazłem jej wiersz, zatytułowany „Pożegnanie”: Emigracja nie odpowiem ci na pytanie gdzie lepiej ani na pytanie czy żałujesz ani nawet na pytanie czy tęsknisz zapytaj czy lepiej rozumiesz albo czy więcej wiesz zapytaj też czy kochasz na nowo... Ewa Sprawiedliwa? Tak. Z pewnością. Ale także: Ewa Miłość. Bronisław Świderski

Ewelina (Ewa) Lipko-Lipczyńska

3.05.1913, Ostrowiec Świętokrzyski – 13.12.2001, Sztokholm W dziesiątej klasie okazało się, że polskiego uczyć nas będzie nowa nauczycielka. Prawie od razu zadała wypracowanie domowe o „Medalionach” Zofii Nałkowskiej. Poprosiła, abyśmy zwrócili uwagę na motto tego cyklu ośmiu opowiadań: „Ludzie ludziom zgotowali ten los”. Uznałem to za błąd. Bo czy można określić ofiary i katów tym samym mianem? Patronem naszej szkoły był komunistyczny generał Karol Świerczewski, komunistami byli także moi rodzice. Oni nie zgadzali się, aby po obu stronach frontu znajdowali się równi sobie „ludzie”. W wypracowaniu z furią odrzuciłem zatem motto książki. Dowodziłem, że to niemieccy faszyści zgotowali Żydom i Polakom zły los. I że po pokonaniu Hitlera zło zostało zniszczone. Zamknąłem wypracowanie konkluzją, że ludzie nie istnieją, są jedynie konkretne klasy i narody. Jednak nauczycielka broniła motta książki. Wbrew oficjalnej propagandzie twierdziła, że określenie „ludzie” obejmuje także morderców. Nie dała się przekonać, ale dała mi najwyższy stopień. Zatem pierwszą lekcją, jakiej nam udzieliła, była lekcja tolerancji i partnerstwa, zadziwiająca w komunistycznej szkole. Druga lekcja była trudniejsza i dopiero po wielu latach przyznałem jej całą rację.

„Nie odpowiem ci na pytanie gdzie lepiej ani na pytanie czy żałujesz”.

A przecież sama biografia mojej polonistki Ewy Lipko-Lipczyńskiej mogła być dowodem, że słuszność była po mojej stronie. W czasie wojny, którą spędziła w Ostrowcu, bohatersko walczyła z Niemcami. Ryzykowała życiem, organizując pomoc dla potrzebujących. Wspominała: „przez cały okres wojny przewinęło się przez nasz dom około 50 osób, które dłużej lub krócej mieszkały z nami lub uzyskiwały doraźną pomoc. […] większość stanowili Żydzi. […] Byli też Polacy poszukiwani przez gestapo… Chciałam ratować ludzi, a wobec tego, że Żydzi byli najbardziej zagrożeni – ratowałam Żydów”. Dodajmy: za to groziła śmierć. W jej zapiskach czytamy, jak niezwykła i szlachetna była to pomoc: „Utrzymywaliśmy się z gospodarstwa, z uprawy dużego ogrodu i kawałka pola. Działalność nasza prowadzona była bezinteresownie, nigdy od nikogo nie braliśmy żadnych pieniędzy, żadnej zapłaty”. Za tę aktywność Yad Vashem nagrodził ją w 1966 r. wspaniałym tytułem „Sprawiedliwej wśród narodów świata”. Mieszkaliśmy blisko siebie. Wystarczyło przeskoczyć Marszałkowską, aby z Litewskiej dotrzeć na Oleandrów. Poznałem jej małe mieszkanie i rodzinę – syna i córkę. Gdy w 68. zostałem relegowany z uniwersytetu za udział w marcowych demonstracjach, sama zapukała do moich drzwi, z konspiracyjnego nawyku nie zgłaszając telefonicznie swojego przybycia. Zapytała, jak może mi pomóc. Ponieważ obawiałem się podsłuchu, zaproponowałem spacer. Na ulicy, gdy już odpowiedzieliśmy sobie na „marcowe pytania”, nagle szepnęła: „jak myślisz, czy ktoś mnie jeszcze pokocha?”. Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Sam miałem kłopoty z miłością. Zrozumiałem to pytanie później, gdy wyrzucona z pracy za popieranie studenckich demonstracji, postanowiła wyjechać do Szwecji. Jej świat nadal był zamieszkany przez ludzi pomagających innym. Ale czy pozostał obszarem miłości? Odwiedziłem ją kilka razy w Sztokholmie. Pokazywała mi obrazy, które kupiła. Zwróciłem uwagę na ciężkie, obite blachą drzwi, które miały strzec jej kolekcji. Raz odprowadziła mnie na stację metra. Nagle odwróciła się, pokazała okna sąsiadów i opowiedziała, że mieszkają tam bardzo starzy ludzie. Gdy on wychodzi z domu, żona stoi w oknie i długo macha dłonią. „Czym zasłużyli sobie na taką miłość?” – zapytała. Bardziej siebie niż mnie. Niedawno odnalazłem jej wiersz, zatytułowany „Pożegnanie”: Emigracja nie odpowiem ci na pytanie gdzie lepiej ani na pytanie czy żałujesz ani nawet na pytanie czy tęsknisz zapytaj czy lepiej rozumiesz albo czy więcej wiesz zapytaj też czy kochasz na nowo... Ewa Sprawiedliwa? Tak. Z pewnością. Ale także: Ewa Miłość. Bronisław Świderski

adres ogrodu

skwer Generała
Jana Jura-Gorzechowskiego,
01-023 Warszawa



partnerzy

kontakt / FUNDACJA

Anna Ziarkowska
Prezeska Zarządu


+48 22 255 05 26

anna.ziarkowska@ogrodsprawiedliwych.pl

Dorota Batorska
Członkini Zarządu


biuro@ogrodsprawiedliwych.pl

Fundacja Ogród Sprawiedliwych

ul. Karowa 20,

00-324 Warszawa

adres ogrodu

skwer Generała
Jana Jura-Gorzechowskiego,
01-023 Warszawa

partnerzy

kontakt / FUNDACJA

Anna Ziarkowska
Prezeska Zarządu


+48 22 255 05 26

anna.ziarkowska@ogrodsprawiedliwych.pl

Dorota Batorska
Członkini Zarządu


biuro@ogrodsprawiedliwych.pl

Fundacja Ogród Sprawiedliwych

ul. Karowa 20,

00-324 Warszawa

adres ogrodu

skwer Generała
Jana Jura-Gorzechowskiego,
01-023 Warszawa

kontakt / FUNDACJA

Anna Ziarkowska
Prezeska Zarządu


+48 22 255 05 26

anna.ziarkowska@ogrodsprawiedliwych.pl

Dorota Batorska
Członkini Zarządu


biuro@ogrodsprawiedliwych.pl

Fundacja Ogród Sprawiedliwych

ul. Karowa 20,

00-324 Warszawa

partnerzy