adres ogrodu

skwer Generała
Jana Jura-Gorzechowskiego,
01-023 Warszawa

kontakt / FUNDACJA

Anna Ziarkowska
Prezeska Zarządu


+48 22 255 05 26

anna.ziarkowska@ogrodsprawiedliwych.pl

Dorota Batorska
Członkini Zarządu


biuro@ogrodsprawiedliwych.pl

Fundacja Ogród Sprawiedliwych

ul. Karowa 20,

00-324 Warszawa

partnerzy

adres ogrodu

skwer Generała
Jana Jura-Gorzechowskiego,
01-023 Warszawa

kontakt / FUNDACJA

Anna Ziarkowska
Prezeska Zarządu


+48 22 255 05 26

anna.ziarkowska@ogrodsprawiedliwych.pl

Dorota Batorska
Członkini Zarządu


biuro@ogrodsprawiedliwych.pl

Fundacja Ogród Sprawiedliwych

ul. Karowa 20,

00-324 Warszawa

partnerzy

adres ogrodu

skwer Generała
Jana Jura-Gorzechowskiego,
01-023 Warszawa

partnerzy

kontakt / FUNDACJA

Anna Ziarkowska
Prezeska Zarządu


+48 22 255 05 26

anna.ziarkowska@ogrodsprawiedliwych.pl

Dorota Batorska
Członkini Zarządu


biuro@ogrodsprawiedliwych.pl

Fundacja Ogród Sprawiedliwych

ul. Karowa 20,

00-324 Warszawa

adres ogrodu

skwer Generała
Jana Jura-Gorzechowskiego,
01-023 Warszawa

partnerzy

kontakt / FUNDACJA

Anna Ziarkowska
Prezeska Zarządu


+48 22 255 05 26

anna.ziarkowska@ogrodsprawiedliwych.pl

Dorota Batorska
Członkini Zarządu


biuro@ogrodsprawiedliwych.pl

Fundacja Ogród Sprawiedliwych

ul. Karowa 20,

00-324 Warszawa

Antonina Wyrzykowska

12.08.1916, Janczewko – 29.11.2011, Milanówek Antonina Wyrzykowska mieszkała wraz z mężem Aleksandrem (daty narodzin i śmierci nieznane) we wsi Janczewko pod Jedwabnem. Byli świadkami rzezi Żydów, dokonanej przy niemieckiej zachęcie przez polskich mieszkańców miasteczka 10 lipca 1941. Wkrótce potem Niemcy utworzyli w pobliskiej Łomży getto, w którym zamknęli Żydów z miasta i tych, którym udało się przeżyć mordy w Jedwabnem i innych okolicznych miejscowościach. Wyrzykowscy przemycali do getta jedzenie, aż do jego likwidacji pod koniec roku następnego. Wówczas też przyjęli – do skrytek zbudowanych w swoim gospodarstwie, pod chlewem i pod kurnikiem – siedmiu uciekinierów z likwidowanego getta, w tym kilka osób, które przeżyły rzeź w Jedwabnem. Mieli już wówczas dwoje małych dzieci. Ratując Żydów, ryzykowali nie tylko swoim, ale i ich życiem.

„Najbardziej to się człowiek bał sąsiadów”.

Mimo bliskiej obecności posterunku niemieckiej żandarmerii i przeszukania gospodarstwa przez patrol z psami, skrytki pozostały niewykryte. W styczniu 1945 r., po wejściu wojsk radzieckich, bracia Berek i Mojżesz Olszewiczowie, narzeczona Mojżesza Elka, Szmul Wassersztajn, Izrael Grądowski, oraz Jankiel Kubrański i jego narzeczona Lea Sosnowska odzyskali wolność. *** Dla Wyrzykowskich natomiast zaczęły się ciężkie czasy. Gdy rozniosła się wieść, że udało im się przez niemal dwa i pół roku ukrywać Żydów, w nocy z 13 na 14 marca 1945 r. przyszło do ich domu sześciu sąsiadów należących do miejscowej partyzantki. „Kazali się położyć na podłogę i bili pałkami – opowiadała Antonina Wyrzykowska Annie Bikont, autorce książki »My, z Jedwabnego«. – Pobili mnie tak, że nie miałam kawałka ciała, które nie byłoby sine. Krzyczeli: »Wy pachołki żydowskie, przechowaliście Żydów, a oni Jezusa ukrzyżowali!«, »Mów, gdzie masz Żyda?«. Ja mówiłam: »Żyda dawno nie ma«. Oni wtedy wszyscy już sobie poszli, tylko Szmul jeszcze był i siedział ukryty w dole po kartoflach u sąsiadki. Poturbowali ojca. Zabrali lepsze rzeczy. Byłam wytrzymnała. Jeszcze sama konie założyłam do wozu, żeby ich odwieźć”. „Jak wróciła, był już świt – wspominał jej mąż, który – ostrzeżony przed szwagra – ukrył się przed napastnikami pewny, że to »męskie porachunki«, więc kobiety nie skrzywdzą. – Zeszła z wozu i straciła przytomność”. Nazajutrz małżeństwo uciekło do Łomży, gdzie dołączyło do mieszkających tam wówczas ocalonych przez nich Żydów. Do Janczewka mieli już nie powrócić. W kwietniu Wyrzykowska złożyła w miejscowym Urzędzie Bezpieczeństwa doniesienie o napadzie – podała nazwiska tych, którzy ją bili i jeden został za to skazany. (Historyk z IPN scharakteryzował to poźniej jako wydawanie żołnierzy AK w ręce władz komunistycznych). Sytuacja wciąż była groźna. Antonina mówiła: „Przechowywałam siedem osób przez 28 miesięcy w schronie w chlewie pod gnojem. Zaznaczam, że byli bez centa. Nie chodziło mnie o pieniądz, ale o ratowanie życia ludzkiego, nie chodziło o wyznanie, tylko o człowieka. Po wyzwoleniu byłam wielokrotnie bita i im też groziło nieszczęście, więc musiałam opuścić rodzinne strony”. Wyjechała jesienią, razem z tymi, których ocaliła (poza Izraelem Grądowskim). Aleksander i dzieci zostały w kraju. Po kilku miesiącach pobytu w obozie dla dipisów w Linzu w Austrii Antonina zrozumiała, że nie może żyć bez rodziny. Wróciła. Zamieszkali w Bielsku Podlaskim. Dzięki pomocy jednego z jej ocalonych, kupili tam dom i ziemię. Szczęście im jednak nie dopisywało. Gospodarstwo podupadało. Pod koniec lat 60. znów musieli się przenieść. *** Dzięki wsparciu żydowskiego historyka Szymona Datnera, Wyrzykowscy zamieszkali w Milanówku pod Warszawą. Antonina znalazła zatrudnienie jako woźna – dojeżdżała do Warszawy, później pracowała jako sprzedawczyni w sklepie. W tym czasie zmarł Aleksander. Wtedy Antonina dorabiała jako sprząta- czka. Zaczęła jednak wyjeżdżać do USA na zaproszenie swoich żydowskich przyjaciół. Z czasem wizyty za oceanem stawały się coraz dłuższe, w końcu Antonina w zasadzie żyła między dwoma krajami. W 1976 r. Wyrzykowscy zostali przez Yad Vashem uznani za Sprawiedliwych wśród Narodów Świata, a w 17 lat później podobnie uhonorowano jej nieżyjących już rodziców. W 2007 r. prezydent Lech Kaczyński odznaczył Antoninę Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Propozycja nazwania jej imieniem miejscowego gimnazjum została przez radę miejską odrzucona. A burmistrz Krzysztof Godlewski, który był pomysłodawcą uhonorowania Antoniny w ten sposób, wkrótce musiał wyemigrować. Antonina całe powojenne życie bała się dzielić swą wiedzą o mało wówczas znanym pogromie w Jed-wabnem. Była obecna na warszawskich uroczystościach 60. rocznicy mordu, ale odmówiła wyjazdu do miasteczka. Zapytana przez Annę Bikont, ilu osobom powiedziała, że ukrywała Żydów, odpowiedziała: „Takim zaufanym ludziom to mogłabym powiedzieć, a tak, to człowiek się nie chwalił, bo się bał. (...) Ja miałam przyjemność, że życie Żydom ratuję. Ale ludzie na to bardzo krzywo patrzą. Może w późnych latach czterdziestych, jakbym Murzynów ukryła, toby jakoś inaczej to odbierali Sama pani wie, gdzie się żyje, to niech pani powie, ile jest takich osób, co by im się podobało, że ja Żydów chowałam? Jeden na dziesięć to chyba za dużo liczę? Trzeba sobie uczciwie powiedzieć, że jak Żyda się ma za przyjaciela, to Polaków się ma zaraz za wrogów”. Konstanty Gebert

Antonina Wyrzykowska

12.08.1916, Janczewko – 29.11.2011, Milanówek Antonina Wyrzykowska mieszkała wraz z mężem Aleksandrem (daty narodzin i śmierci nieznane) we wsi Janczewko pod Jedwabnem. Byli świadkami rzezi Żydów, dokonanej przy niemieckiej zachęcie przez polskich mieszkańców miasteczka 10 lipca 1941. Wkrótce potem Niemcy utworzyli w pobliskiej Łomży getto, w którym zamknęli Żydów z miasta i tych, którym udało się przeżyć mordy w Jedwabnem i innych okolicznych miejscowościach. Wyrzykowscy przemycali do getta jedzenie, aż do jego likwidacji pod koniec roku następnego. Wówczas też przyjęli – do skrytek zbudowanych w swoim gospodarstwie, pod chlewem i pod kurnikiem – siedmiu uciekinierów z likwidowanego getta, w tym kilka osób, które przeżyły rzeź w Jedwabnem. Mieli już wówczas dwoje małych dzieci. Ratując Żydów, ryzykowali nie tylko swoim, ale i ich życiem.

„Najbardziej to się człowiek bał sąsiadów”.

Mimo bliskiej obecności posterunku niemieckiej żandarmerii i przeszukania gospodarstwa przez patrol z psami, skrytki pozostały niewykryte. W styczniu 1945 r., po wejściu wojsk radzieckich, bracia Berek i Mojżesz Olszewiczowie, narzeczona Mojżesza Elka, Szmul Wassersztajn, Izrael Grądowski, oraz Jankiel Kubrański i jego narzeczona Lea Sosnowska odzyskali wolność. *** Dla Wyrzykowskich natomiast zaczęły się ciężkie czasy. Gdy rozniosła się wieść, że udało im się przez niemal dwa i pół roku ukrywać Żydów, w nocy z 13 na 14 marca 1945 r. przyszło do ich domu sześciu sąsiadów należących do miejscowej partyzantki. „Kazali się położyć na podłogę i bili pałkami – opowiadała Antonina Wyrzykowska Annie Bikont, autorce książki »My, z Jedwabnego«. – Pobili mnie tak, że nie miałam kawałka ciała, które nie byłoby sine. Krzyczeli: »Wy pachołki żydowskie, przechowaliście Żydów, a oni Jezusa ukrzyżowali!«, »Mów, gdzie masz Żyda?«. Ja mówiłam: »Żyda dawno nie ma«. Oni wtedy wszyscy już sobie poszli, tylko Szmul jeszcze był i siedział ukryty w dole po kartoflach u sąsiadki. Poturbowali ojca. Zabrali lepsze rzeczy. Byłam wytrzymnała. Jeszcze sama konie założyłam do wozu, żeby ich odwieźć”. „Jak wróciła, był już świt – wspominał jej mąż, który – ostrzeżony przed szwagra – ukrył się przed napastnikami pewny, że to »męskie porachunki«, więc kobiety nie skrzywdzą. – Zeszła z wozu i straciła przytomność”. Nazajutrz małżeństwo uciekło do Łomży, gdzie dołączyło do mieszkających tam wówczas ocalonych przez nich Żydów. Do Janczewka mieli już nie powrócić. W kwietniu Wyrzykowska złożyła w miejscowym Urzędzie Bezpieczeństwa doniesienie o napadzie – podała nazwiska tych, którzy ją bili i jeden został za to skazany. (Historyk z IPN scharakteryzował to poźniej jako wydawanie żołnierzy AK w ręce władz komunistycznych). Sytuacja wciąż była groźna. Antonina mówiła: „Przechowywałam siedem osób przez 28 miesięcy w schronie w chlewie pod gnojem. Zaznaczam, że byli bez centa. Nie chodziło mnie o pieniądz, ale o ratowanie życia ludzkiego, nie chodziło o wyznanie, tylko o człowieka. Po wyzwoleniu byłam wielokrotnie bita i im też groziło nieszczęście, więc musiałam opuścić rodzinne strony”. Wyjechała jesienią, razem z tymi, których ocaliła (poza Izraelem Grądowskim). Aleksander i dzieci zostały w kraju. Po kilku miesiącach pobytu w obozie dla dipisów w Linzu w Austrii Antonina zrozumiała, że nie może żyć bez rodziny. Wróciła. Zamieszkali w Bielsku Podlaskim. Dzięki pomocy jednego z jej ocalonych, kupili tam dom i ziemię. Szczęście im jednak nie dopisywało. Gospodarstwo podupadało. Pod koniec lat 60. znów musieli się przenieść. *** Dzięki wsparciu żydowskiego historyka Szymona Datnera, Wyrzykowscy zamieszkali w Milanówku pod Warszawą. Antonina znalazła zatrudnienie jako woźna – dojeżdżała do Warszawy, później pracowała jako sprzedawczyni w sklepie. W tym czasie zmarł Aleksander. Wtedy Antonina dorabiała jako sprząta- czka. Zaczęła jednak wyjeżdżać do USA na zaproszenie swoich żydowskich przyjaciół. Z czasem wizyty za oceanem stawały się coraz dłuższe, w końcu Antonina w zasadzie żyła między dwoma krajami. W 1976 r. Wyrzykowscy zostali przez Yad Vashem uznani za Sprawiedliwych wśród Narodów Świata, a w 17 lat później podobnie uhonorowano jej nieżyjących już rodziców. W 2007 r. prezydent Lech Kaczyński odznaczył Antoninę Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Propozycja nazwania jej imieniem miejscowego gimnazjum została przez radę miejską odrzucona. A burmistrz Krzysztof Godlewski, który był pomysłodawcą uhonorowania Antoniny w ten sposób, wkrótce musiał wyemigrować. Antonina całe powojenne życie bała się dzielić swą wiedzą o mało wówczas znanym pogromie w Jed-wabnem. Była obecna na warszawskich uroczystościach 60. rocznicy mordu, ale odmówiła wyjazdu do miasteczka. Zapytana przez Annę Bikont, ilu osobom powiedziała, że ukrywała Żydów, odpowiedziała: „Takim zaufanym ludziom to mogłabym powiedzieć, a tak, to człowiek się nie chwalił, bo się bał. (...) Ja miałam przyjemność, że życie Żydom ratuję. Ale ludzie na to bardzo krzywo patrzą. Może w późnych latach czterdziestych, jakbym Murzynów ukryła, toby jakoś inaczej to odbierali Sama pani wie, gdzie się żyje, to niech pani powie, ile jest takich osób, co by im się podobało, że ja Żydów chowałam? Jeden na dziesięć to chyba za dużo liczę? Trzeba sobie uczciwie powiedzieć, że jak Żyda się ma za przyjaciela, to Polaków się ma zaraz za wrogów”. Konstanty Gebert

Antonina Wyrzykowska

12.08.1916, Janczewko – 29.11.2011, Milanówek Antonina Wyrzykowska mieszkała wraz z mężem Aleksandrem (daty narodzin i śmierci nieznane) we wsi Janczewko pod Jedwabnem. Byli świadkami rzezi Żydów, dokonanej przy niemieckiej zachęcie przez polskich mieszkańców miasteczka 10 lipca 1941. Wkrótce potem Niemcy utworzyli w pobliskiej Łomży getto, w którym zamknęli Żydów z miasta i tych, którym udało się przeżyć mordy w Jedwabnem i innych okolicznych miejscowościach. Wyrzykowscy przemycali do getta jedzenie, aż do jego likwidacji pod koniec roku następnego. Wówczas też przyjęli – do skrytek zbudowanych w swoim gospodarstwie, pod chlewem i pod kurnikiem – siedmiu uciekinierów z likwidowanego getta, w tym kilka osób, które przeżyły rzeź w Jedwabnem. Mieli już wówczas dwoje małych dzieci. Ratując Żydów, ryzykowali nie tylko swoim, ale i ich życiem.

„Najbardziej to się człowiek bał sąsiadów”.

Mimo bliskiej obecności posterunku niemieckiej żandarmerii i przeszukania gospodarstwa przez patrol z psami, skrytki pozostały niewykryte. W styczniu 1945 r., po wejściu wojsk radzieckich, bracia Berek i Mojżesz Olszewiczowie, narzeczona Mojżesza Elka, Szmul Wassersztajn, Izrael Grądowski, oraz Jankiel Kubrański i jego narzeczona Lea Sosnowska odzyskali wolność. *** Dla Wyrzykowskich natomiast zaczęły się ciężkie czasy. Gdy rozniosła się wieść, że udało im się przez niemal dwa i pół roku ukrywać Żydów, w nocy z 13 na 14 marca 1945 r. przyszło do ich domu sześciu sąsiadów należących do miejscowej partyzantki. „Kazali się położyć na podłogę i bili pałkami – opowiadała Antonina Wyrzykowska Annie Bikont, autorce książki »My, z Jedwabnego«. – Pobili mnie tak, że nie miałam kawałka ciała, które nie byłoby sine. Krzyczeli: »Wy pachołki żydowskie, przechowaliście Żydów, a oni Jezusa ukrzyżowali!«, »Mów, gdzie masz Żyda?«. Ja mówiłam: »Żyda dawno nie ma«. Oni wtedy wszyscy już sobie poszli, tylko Szmul jeszcze był i siedział ukryty w dole po kartoflach u sąsiadki. Poturbowali ojca. Zabrali lepsze rzeczy. Byłam wytrzymnała. Jeszcze sama konie założyłam do wozu, żeby ich odwieźć”. „Jak wróciła, był już świt – wspominał jej mąż, który – ostrzeżony przed szwagra – ukrył się przed napastnikami pewny, że to »męskie porachunki«, więc kobiety nie skrzywdzą. – Zeszła z wozu i straciła przytomność”. Nazajutrz małżeństwo uciekło do Łomży, gdzie dołączyło do mieszkających tam wówczas ocalonych przez nich Żydów. Do Janczewka mieli już nie powrócić. W kwietniu Wyrzykowska złożyła w miejscowym Urzędzie Bezpieczeństwa doniesienie o napadzie – podała nazwiska tych, którzy ją bili i jeden został za to skazany. (Historyk z IPN scharakteryzował to poźniej jako wydawanie żołnierzy AK w ręce władz komunistycznych). Sytuacja wciąż była groźna. Antonina mówiła: „Przechowywałam siedem osób przez 28 miesięcy w schronie w chlewie pod gnojem. Zaznaczam, że byli bez centa. Nie chodziło mnie o pieniądz, ale o ratowanie życia ludzkiego, nie chodziło o wyznanie, tylko o człowieka. Po wyzwoleniu byłam wielokrotnie bita i im też groziło nieszczęście, więc musiałam opuścić rodzinne strony”. Wyjechała jesienią, razem z tymi, których ocaliła (poza Izraelem Grądowskim). Aleksander i dzieci zostały w kraju. Po kilku miesiącach pobytu w obozie dla dipisów w Linzu w Austrii Antonina zrozumiała, że nie może żyć bez rodziny. Wróciła. Zamieszkali w Bielsku Podlaskim. Dzięki pomocy jednego z jej ocalonych, kupili tam dom i ziemię. Szczęście im jednak nie dopisywało. Gospodarstwo podupadało. Pod koniec lat 60. znów musieli się przenieść. *** Dzięki wsparciu żydowskiego historyka Szymona Datnera, Wyrzykowscy zamieszkali w Milanówku pod Warszawą. Antonina znalazła zatrudnienie jako woźna – dojeżdżała do Warszawy, później pracowała jako sprzedawczyni w sklepie. W tym czasie zmarł Aleksander. Wtedy Antonina dorabiała jako sprząta- czka. Zaczęła jednak wyjeżdżać do USA na zaproszenie swoich żydowskich przyjaciół. Z czasem wizyty za oceanem stawały się coraz dłuższe, w końcu Antonina w zasadzie żyła między dwoma krajami. W 1976 r. Wyrzykowscy zostali przez Yad Vashem uznani za Sprawiedliwych wśród Narodów Świata, a w 17 lat później podobnie uhonorowano jej nieżyjących już rodziców. W 2007 r. prezydent Lech Kaczyński odznaczył Antoninę Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Propozycja nazwania jej imieniem miejscowego gimnazjum została przez radę miejską odrzucona. A burmistrz Krzysztof Godlewski, który był pomysłodawcą uhonorowania Antoniny w ten sposób, wkrótce musiał wyemigrować. Antonina całe powojenne życie bała się dzielić swą wiedzą o mało wówczas znanym pogromie w Jed-wabnem. Była obecna na warszawskich uroczystościach 60. rocznicy mordu, ale odmówiła wyjazdu do miasteczka. Zapytana przez Annę Bikont, ilu osobom powiedziała, że ukrywała Żydów, odpowiedziała: „Takim zaufanym ludziom to mogłabym powiedzieć, a tak, to człowiek się nie chwalił, bo się bał. (...) Ja miałam przyjemność, że życie Żydom ratuję. Ale ludzie na to bardzo krzywo patrzą. Może w późnych latach czterdziestych, jakbym Murzynów ukryła, toby jakoś inaczej to odbierali Sama pani wie, gdzie się żyje, to niech pani powie, ile jest takich osób, co by im się podobało, że ja Żydów chowałam? Jeden na dziesięć to chyba za dużo liczę? Trzeba sobie uczciwie powiedzieć, że jak Żyda się ma za przyjaciela, to Polaków się ma zaraz za wrogów”. Konstanty Gebert

Antonina Wyrzykowska

12.08.1916, Janczewko – 29.11.2011, Milanówek Antonina Wyrzykowska mieszkała wraz z mężem Aleksandrem (daty narodzin i śmierci nieznane) we wsi Janczewko pod Jedwabnem. Byli świadkami rzezi Żydów, dokonanej przy niemieckiej zachęcie przez polskich mieszkańców miasteczka 10 lipca 1941. Wkrótce potem Niemcy utworzyli w pobliskiej Łomży getto, w którym zamknęli Żydów z miasta i tych, którym udało się przeżyć mordy w Jedwabnem i innych okolicznych miejscowościach. Wyrzykowscy przemycali do getta jedzenie, aż do jego likwidacji pod koniec roku następnego. Wówczas też przyjęli – do skrytek zbudowanych w swoim gospodarstwie, pod chlewem i pod kurnikiem – siedmiu uciekinierów z likwidowanego getta, w tym kilka osób, które przeżyły rzeź w Jedwabnem. Mieli już wówczas dwoje małych dzieci. Ratując Żydów, ryzykowali nie tylko swoim, ale i ich życiem.

„Najbardziej to się człowiek bał sąsiadów”.

Mimo bliskiej obecności posterunku niemieckiej żandarmerii i przeszukania gospodarstwa przez patrol z psami, skrytki pozostały niewykryte. W styczniu 1945 r., po wejściu wojsk radzieckich, bracia Berek i Mojżesz Olszewiczowie, narzeczona Mojżesza Elka, Szmul Wassersztajn, Izrael Grądowski, oraz Jankiel Kubrański i jego narzeczona Lea Sosnowska odzyskali wolność. *** Dla Wyrzykowskich natomiast zaczęły się ciężkie czasy. Gdy rozniosła się wieść, że udało im się przez niemal dwa i pół roku ukrywać Żydów, w nocy z 13 na 14 marca 1945 r. przyszło do ich domu sześciu sąsiadów należących do miejscowej partyzantki. „Kazali się położyć na podłogę i bili pałkami – opowiadała Antonina Wyrzykowska Annie Bikont, autorce książki »My, z Jedwabnego«. – Pobili mnie tak, że nie miałam kawałka ciała, które nie byłoby sine. Krzyczeli: »Wy pachołki żydowskie, przechowaliście Żydów, a oni Jezusa ukrzyżowali!«, »Mów, gdzie masz Żyda?«. Ja mówiłam: »Żyda dawno nie ma«. Oni wtedy wszyscy już sobie poszli, tylko Szmul jeszcze był i siedział ukryty w dole po kartoflach u sąsiadki. Poturbowali ojca. Zabrali lepsze rzeczy. Byłam wytrzymnała. Jeszcze sama konie założyłam do wozu, żeby ich odwieźć”. „Jak wróciła, był już świt – wspominał jej mąż, który – ostrzeżony przed szwagra – ukrył się przed napastnikami pewny, że to »męskie porachunki«, więc kobiety nie skrzywdzą. – Zeszła z wozu i straciła przytomność”. Nazajutrz małżeństwo uciekło do Łomży, gdzie dołączyło do mieszkających tam wówczas ocalonych przez nich Żydów. Do Janczewka mieli już nie powrócić. W kwietniu Wyrzykowska złożyła w miejscowym Urzędzie Bezpieczeństwa doniesienie o napadzie – podała nazwiska tych, którzy ją bili i jeden został za to skazany. (Historyk z IPN scharakteryzował to poźniej jako wydawanie żołnierzy AK w ręce władz komunistycznych). Sytuacja wciąż była groźna. Antonina mówiła: „Przechowywałam siedem osób przez 28 miesięcy w schronie w chlewie pod gnojem. Zaznaczam, że byli bez centa. Nie chodziło mnie o pieniądz, ale o ratowanie życia ludzkiego, nie chodziło o wyznanie, tylko o człowieka. Po wyzwoleniu byłam wielokrotnie bita i im też groziło nieszczęście, więc musiałam opuścić rodzinne strony”. Wyjechała jesienią, razem z tymi, których ocaliła (poza Izraelem Grądowskim). Aleksander i dzieci zostały w kraju. Po kilku miesiącach pobytu w obozie dla dipisów w Linzu w Austrii Antonina zrozumiała, że nie może żyć bez rodziny. Wróciła. Zamieszkali w Bielsku Podlaskim. Dzięki pomocy jednego z jej ocalonych, kupili tam dom i ziemię. Szczęście im jednak nie dopisywało. Gospodarstwo podupadało. Pod koniec lat 60. znów musieli się przenieść. *** Dzięki wsparciu żydowskiego historyka Szymona Datnera, Wyrzykowscy zamieszkali w Milanówku pod Warszawą. Antonina znalazła zatrudnienie jako woźna – dojeżdżała do Warszawy, później pracowała jako sprzedawczyni w sklepie. W tym czasie zmarł Aleksander. Wtedy Antonina dorabiała jako sprząta- czka. Zaczęła jednak wyjeżdżać do USA na zaproszenie swoich żydowskich przyjaciół. Z czasem wizyty za oceanem stawały się coraz dłuższe, w końcu Antonina w zasadzie żyła między dwoma krajami. W 1976 r. Wyrzykowscy zostali przez Yad Vashem uznani za Sprawiedliwych wśród Narodów Świata, a w 17 lat później podobnie uhonorowano jej nieżyjących już rodziców. W 2007 r. prezydent Lech Kaczyński odznaczył Antoninę Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Propozycja nazwania jej imieniem miejscowego gimnazjum została przez radę miejską odrzucona. A burmistrz Krzysztof Godlewski, który był pomysłodawcą uhonorowania Antoniny w ten sposób, wkrótce musiał wyemigrować. Antonina całe powojenne życie bała się dzielić swą wiedzą o mało wówczas znanym pogromie w Jed-wabnem. Była obecna na warszawskich uroczystościach 60. rocznicy mordu, ale odmówiła wyjazdu do miasteczka. Zapytana przez Annę Bikont, ilu osobom powiedziała, że ukrywała Żydów, odpowiedziała: „Takim zaufanym ludziom to mogłabym powiedzieć, a tak, to człowiek się nie chwalił, bo się bał. (...) Ja miałam przyjemność, że życie Żydom ratuję. Ale ludzie na to bardzo krzywo patrzą. Może w późnych latach czterdziestych, jakbym Murzynów ukryła, toby jakoś inaczej to odbierali Sama pani wie, gdzie się żyje, to niech pani powie, ile jest takich osób, co by im się podobało, że ja Żydów chowałam? Jeden na dziesięć to chyba za dużo liczę? Trzeba sobie uczciwie powiedzieć, że jak Żyda się ma za przyjaciela, to Polaków się ma zaraz za wrogów”. Konstanty Gebert

Antonina Wyrzykowska

12.08.1916, Janczewko – 29.11.2011, Milanówek Antonina Wyrzykowska mieszkała wraz z mężem Aleksandrem (daty narodzin i śmierci nieznane) we wsi Janczewko pod Jedwabnem. Byli świadkami rzezi Żydów, dokonanej przy niemieckiej zachęcie przez polskich mieszkańców miasteczka 10 lipca 1941. Wkrótce potem Niemcy utworzyli w pobliskiej Łomży getto, w którym zamknęli Żydów z miasta i tych, którym udało się przeżyć mordy w Jedwabnem i innych okolicznych miejscowościach. Wyrzykowscy przemycali do getta jedzenie, aż do jego likwidacji pod koniec roku następnego. Wówczas też przyjęli – do skrytek zbudowanych w swoim gospodarstwie, pod chlewem i pod kurnikiem – siedmiu uciekinierów z likwidowanego getta, w tym kilka osób, które przeżyły rzeź w Jedwabnem. Mieli już wówczas dwoje małych dzieci. Ratując Żydów, ryzykowali nie tylko swoim, ale i ich życiem.

„Najbardziej to się człowiek bał sąsiadów”.

Mimo bliskiej obecności posterunku niemieckiej żandarmerii i przeszukania gospodarstwa przez patrol z psami, skrytki pozostały niewykryte. W styczniu 1945 r., po wejściu wojsk radzieckich, bracia Berek i Mojżesz Olszewiczowie, narzeczona Mojżesza Elka, Szmul Wassersztajn, Izrael Grądowski, oraz Jankiel Kubrański i jego narzeczona Lea Sosnowska odzyskali wolność. *** Dla Wyrzykowskich natomiast zaczęły się ciężkie czasy. Gdy rozniosła się wieść, że udało im się przez niemal dwa i pół roku ukrywać Żydów, w nocy z 13 na 14 marca 1945 r. przyszło do ich domu sześciu sąsiadów należących do miejscowej partyzantki. „Kazali się położyć na podłogę i bili pałkami – opowiadała Antonina Wyrzykowska Annie Bikont, autorce książki »My, z Jedwabnego«. – Pobili mnie tak, że nie miałam kawałka ciała, które nie byłoby sine. Krzyczeli: »Wy pachołki żydowskie, przechowaliście Żydów, a oni Jezusa ukrzyżowali!«, »Mów, gdzie masz Żyda?«. Ja mówiłam: »Żyda dawno nie ma«. Oni wtedy wszyscy już sobie poszli, tylko Szmul jeszcze był i siedział ukryty w dole po kartoflach u sąsiadki. Poturbowali ojca. Zabrali lepsze rzeczy. Byłam wytrzymnała. Jeszcze sama konie założyłam do wozu, żeby ich odwieźć”. „Jak wróciła, był już świt – wspominał jej mąż, który – ostrzeżony przed szwagra – ukrył się przed napastnikami pewny, że to »męskie porachunki«, więc kobiety nie skrzywdzą. – Zeszła z wozu i straciła przytomność”. Nazajutrz małżeństwo uciekło do Łomży, gdzie dołączyło do mieszkających tam wówczas ocalonych przez nich Żydów. Do Janczewka mieli już nie powrócić. W kwietniu Wyrzykowska złożyła w miejscowym Urzędzie Bezpieczeństwa doniesienie o napadzie – podała nazwiska tych, którzy ją bili i jeden został za to skazany. (Historyk z IPN scharakteryzował to poźniej jako wydawanie żołnierzy AK w ręce władz komunistycznych). Sytuacja wciąż była groźna. Antonina mówiła: „Przechowywałam siedem osób przez 28 miesięcy w schronie w chlewie pod gnojem. Zaznaczam, że byli bez centa. Nie chodziło mnie o pieniądz, ale o ratowanie życia ludzkiego, nie chodziło o wyznanie, tylko o człowieka. Po wyzwoleniu byłam wielokrotnie bita i im też groziło nieszczęście, więc musiałam opuścić rodzinne strony”. Wyjechała jesienią, razem z tymi, których ocaliła (poza Izraelem Grądowskim). Aleksander i dzieci zostały w kraju. Po kilku miesiącach pobytu w obozie dla dipisów w Linzu w Austrii Antonina zrozumiała, że nie może żyć bez rodziny. Wróciła. Zamieszkali w Bielsku Podlaskim. Dzięki pomocy jednego z jej ocalonych, kupili tam dom i ziemię. Szczęście im jednak nie dopisywało. Gospodarstwo podupadało. Pod koniec lat 60. znów musieli się przenieść. *** Dzięki wsparciu żydowskiego historyka Szymona Datnera, Wyrzykowscy zamieszkali w Milanówku pod Warszawą. Antonina znalazła zatrudnienie jako woźna – dojeżdżała do Warszawy, później pracowała jako sprzedawczyni w sklepie. W tym czasie zmarł Aleksander. Wtedy Antonina dorabiała jako sprząta- czka. Zaczęła jednak wyjeżdżać do USA na zaproszenie swoich żydowskich przyjaciół. Z czasem wizyty za oceanem stawały się coraz dłuższe, w końcu Antonina w zasadzie żyła między dwoma krajami. W 1976 r. Wyrzykowscy zostali przez Yad Vashem uznani za Sprawiedliwych wśród Narodów Świata, a w 17 lat później podobnie uhonorowano jej nieżyjących już rodziców. W 2007 r. prezydent Lech Kaczyński odznaczył Antoninę Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Propozycja nazwania jej imieniem miejscowego gimnazjum została przez radę miejską odrzucona. A burmistrz Krzysztof Godlewski, który był pomysłodawcą uhonorowania Antoniny w ten sposób, wkrótce musiał wyemigrować. Antonina całe powojenne życie bała się dzielić swą wiedzą o mało wówczas znanym pogromie w Jed-wabnem. Była obecna na warszawskich uroczystościach 60. rocznicy mordu, ale odmówiła wyjazdu do miasteczka. Zapytana przez Annę Bikont, ilu osobom powiedziała, że ukrywała Żydów, odpowiedziała: „Takim zaufanym ludziom to mogłabym powiedzieć, a tak, to człowiek się nie chwalił, bo się bał. (...) Ja miałam przyjemność, że życie Żydom ratuję. Ale ludzie na to bardzo krzywo patrzą. Może w późnych latach czterdziestych, jakbym Murzynów ukryła, toby jakoś inaczej to odbierali Sama pani wie, gdzie się żyje, to niech pani powie, ile jest takich osób, co by im się podobało, że ja Żydów chowałam? Jeden na dziesięć to chyba za dużo liczę? Trzeba sobie uczciwie powiedzieć, że jak Żyda się ma za przyjaciela, to Polaków się ma zaraz za wrogów”. Konstanty Gebert

adres ogrodu

skwer Generała
Jana Jura-Gorzechowskiego,
01-023 Warszawa



partnerzy

kontakt / FUNDACJA

Anna Ziarkowska
Prezeska Zarządu


+48 22 255 05 26

anna.ziarkowska@ogrodsprawiedliwych.pl

Dorota Batorska
Członkini Zarządu


biuro@ogrodsprawiedliwych.pl

Fundacja Ogród Sprawiedliwych

ul. Karowa 20,

00-324 Warszawa

adres ogrodu

skwer Generała
Jana Jura-Gorzechowskiego,
01-023 Warszawa

partnerzy

kontakt / FUNDACJA

Anna Ziarkowska
Prezeska Zarządu


+48 22 255 05 26

anna.ziarkowska@ogrodsprawiedliwych.pl

Dorota Batorska
Członkini Zarządu


biuro@ogrodsprawiedliwych.pl

Fundacja Ogród Sprawiedliwych

ul. Karowa 20,

00-324 Warszawa

adres ogrodu

skwer Generała
Jana Jura-Gorzechowskiego,
01-023 Warszawa

kontakt / FUNDACJA

Anna Ziarkowska
Prezeska Zarządu


+48 22 255 05 26

anna.ziarkowska@ogrodsprawiedliwych.pl

Dorota Batorska
Członkini Zarządu


biuro@ogrodsprawiedliwych.pl

Fundacja Ogród Sprawiedliwych

ul. Karowa 20,

00-324 Warszawa

partnerzy